Optymistyczne dzieci, jak to zrobić?

Przepis na optymistyczne dziecko?

Jakiś czas temu wpadła mi do rąk świetna książka. Jej autor- Martin Seligman, znany amerykański psycholog spędził wiele lat życia badając optymistów i pesymistów. Chciałabym poświęcić trochę miejsca na teorię, która mimo że wydaje się skomplikowana, opiera się tak naprawdę na prostych założeniach.

Wygląda na to, że odbiega ona( przynajmniej moim zdaniem) od potocznego rozumienia optymizmu. Dlaczego? Zastanówmy się przez chwilę: kiedy ktoś poniesie porażkę i potem  mówi: Jakoś się ułoży, albo: Będzie dobrze, mówimy o takiej osobie że myśli optymistycznie. Mamy teraz przed oczyma obraz człowieka nie przejmującego się niepowodzeniem, nie dostrzegającego jego negatywnych konsekwencji, próbującego (trochę na siłę) obrócić negatywne aspekty w pozytywne, prawda? Denerwuje nas w gruncie rzeczy takie podejście- no bo jak można się cieszyć z niezdanej matury pocieszając się słowami: to nic że nie zdałem- będę miał cały rok żeby zastanowić się nad kierunkiem studiów. Myślimy, że optymista to ktoś kto wiecznie chodzi uśmiechnięty i dla każdego jest miły albo nie denerwuje się kiedy coś pójdzie mu źle? Niezupełnie.

Zanim zastanowimy się nad przepisem na optymistyczne dziecko, spróbuję wyjaśnić pokrótce o co tak naprawdę Seligmanowi chodzi.

Człowiek całkowicie zdany na łaskę innych, niezdolny do chodzenia, panowania nad swoim ciałem i zachowaniami. Całkowicie zależny od opiekunów i w zasadzie nieświadomy tego, co się wokół niego dzieje. Przypomina to kogoś? Oczywiście że przypomina. Noworodka. Noworodka i jego bezradność- tu wszystko się zaczyna. Małe dziecko stopniowo uczy się kontroli nad swoim ciałem, nad odruchami fizjologicznymi, nad zachowaniami. Orientuje się, że jeżeli będzie płakać lub krzyczeć wystarczająco długo, mama wreszcie przyjdzie i przytuli. Stopniowo ten zakres kontroli u dziecka zwiększa się. Zaczyna ono dostrzegać, że to co robi może zmieniać przyszłość. Zatrzymajmy się tu na chwilę.

Zakres kontroli możemy mieć duży albo mały. Duży zakres kontroli to przekonanie, że nasze działania wpływają na nasze życie: jeżeli będę uprawiać regularnie sport i zdrowo się odżywiać, zachowam dobre zdrowie. Inna osoba może pomyśleć, że i tak zdrowie mamy w genach i bez względu na to czy będziemy jeść dużo, mało, czy będziemy uprawiać sport czy nie- prawdopodobieństwo zachorowania jest takie samo dla wszystkich. I to takie podejście Seligman nazywa bezradnością- bezradność z kolei jest fundamentem pesymizmu.

Skąd się bierze bezradność? Skąd my- ludzie kreujący otaczający nas Świat- architekci projektujący budynki, naukowcy obalający i tworzący nowe teorie, lekarze leczący ludzi i wreszcie rodzice wychowujący swoje pociechy bierzemy przekonanie o bezradności?

Nie chcąc straszyć ewentualnym uciekaniem w fantazje, filozofowaniem czy zbytnim zagłębianiem się w zawiłości psychologicznych teorii, a skupiając się na konkretach: chodzi mniej- więcej o to, że myślenie optymistyczne i pesymistycznie bazuje na trzech filarach:

-Filar I: Odnosi się do przyczyny porażki. Pesymista zawsze mówi, że to jego wina. Nie zdążyłem na autobus? Co z tego, że przyjechał wcześniej niż zwykle, to ja wyszedłem za późno z domu. Nie zdałem egzaminu na prawo jazdy? Nie przygotowałem się wystarczająco. Nie powiodło się w pracy? Nie byłem wystarczająco dobry. Jestem beznadziejny.

-Filar II: Jaki wpływ na moje życie ma ta porażka? I znowu pesymista: pomyśli, że skoro coś nie udało się w pracy, to nie będzie się udawało także w rodzinie, w relacjach z przyjaciółmi, w poszukiwaniu partnera, w egzaminie na prawo jazdy, w przechodzeniu przez jezdnię. Powie: Jestem beznadziejny, jak we wszystkim.

-Filar III: Jak często ponoszę porażkę? Osoba myśląca pesymistycznie powie, że nie udało jej się jak zawsze. Bo nigdy nie była zbyt dobra w nauce, jak zwykle nie udało jej się czegoś osiągnąć.

Warto zauważyć, że te filary dotyczą sposobu, w jaki człowiek myśli już od dziecka. Tkwiąc w przekonaniu, że wszystkie klęski są naszą winą, że wpływają na wszystkie aspekty naszego życia, że przydarzają się za każdym razem, chcąc nie chcąc- 'przeszczepiamy’ to przekonanie naszym dzieciom. Słowa, które wyróżniłam są według mnie takimi słowami- kluczami. Nadużywając ich, szczególnie wtedy kiedy coś nam się nie udaje- nie ważne czy zapomnimy kluczy do domu, czy nie powiedzie nam się ważny projekt- uczymy podobnych przekonań również nasze maluchy.

Chcąc więc zaszczepić optymizm u własnych dzieci, warto byłoby najpierw  zmienić swój sposób reagowania, myślenia, zwłaszcza w obliczu porażek. Dzieci widzą nasze zachowanie, a rodzice wykorzystując fakt, że są dla swoich pociech idolami i wzorami do naśladowania mogą wpłynąć na ich postępowanie.

radość9

Optymizm nie polega więc na bezmyślnym powtarzaniu że 'wszystko będzie dobrze’ ani na szukaniu na wyrost pozytywnych aspektów negatywnych zdarzeń. Optymiści również denerwują się kiedy coś im się nie uda, są smutni, źli na siebie. Różnica polega na tym, że porażki widzą jako coś przejściowego. W przeciwieństwie do pesymistów, nie utrwalają w sobie przekonania, że to co się nie udało w jednej dziedzinie  wpływa na inne, albo że jedna porażka jest przyczyną kolejnych.

Podsumowując pierwszą część artykułu, mam nadzieję, że udało mi się zainspirować kogokolwiek do przeczytania książek Martina Seligmana: tej, którą moglibyśmy odnieść do nas samych( 'Optymizmu można się nauczyć’) oraz drugiej, dotyczącej raczej naszych dzieci: 'Optymistyczne dziecko’. Może warto pomyśleć o małej zmianie w życiu- zmianie zaczynającej  się od wyeliminowania  pozornie niewinnych słówek( Jestem beznadziejny, beznadziejny jak we wszystkim, jak zawsze, nigdy, jak zwykle) w odpowiednich sytuacjach. Nic w gruncie rzeczy nie tracimy a możemy wiele zyskać.

red. Klaudia Grzelaczyk

Na podstawie: M. Seligman 'Optymizmu można się nauczyć’.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *