Gdy zaczyna się u nas rok szkolny i ruszają nowe grupy, na zajęciach pojawiają się dzieci już w wieku 3 lat.
Czasem nawet trochę do tej pełnej trójki im brakuje, bo urodziny świętują np. miesiąc później. Czy posyłanie tak małych dzieci na zajęcia ma sens?
Początki potrafią być trudne. W końcu takie maluchy często nie chodzą jeszcze do przedszkola i nasza szkoła językowa jest pierwszym momentem rozłąki z rodzicami i wejściem do sali z obcymi dziećmi. Nie jest to jednak rzucenie dziecka na ‘głęboką wodę’, bowiem mamy pewne zasady ułatwiające dziecku przyzwyczajenie się do nowej sytuacji. Przede wszystkim jest u nas możliwość „wyjścia na buziaka”. Kiedy dzieci zatęsknią, mogą po prostu na chwilę wyjść i się przytulić a nauczyciel liczy wtedy do dziesięciu. Te kilkanaście sekund potrafi zdziałać prawdziwe cuda 🙂 Dziecko ma poczucie, że rodzic jest tuż obok, przez co czuje się dużo pewniej i może skupić się na zabawie. W końcu uczymy się przez zabawę. Potem okazuje się, że zabawy są tak fajne, że „wyjścia na buziaka” są coraz rzadsze i z czasem 3-latek bez problemu wytrzymuje bez rodzica pełne 50 minut lekcji.
Ale jak taki maluch ma wytrzymać aż 50 minut lekcji?! To pytanie pojawia się dość często – problem tkwi w naszych wyobrażeniach o nauce języka. Nauka angielskiego dla wielu z nas kojarzy się z siedzeniem w ławce, tłumaczeniem zdań czy robieniem ćwiczeń gramatycznych. Oczywiste jest, że nasz maluch nie podoła takiej formie nauki. Jest jednak w stanie uczyć się poprzez zabawy ruchowe, wyliczanki czy piosenki. Jak to u nas wygląda?
Mniej-więcej dwie minuty przed lekcją dzieci siadają już w kółku na dywanie. Mają wtedy bardzo dużo do powiedzenia J Z uśmiechem na twarzy słuchamy o tym, że do malucha przyjechała babcia, że ktoś inny zbierał kasztany czy w jaką to fajną zabawę bawił się w domu. Dzieci są bardzo szczęśliwe, że mogą nam to wszystko opowiedzieć 🙂 Potem witamy się głośnym 'Hello’, puszczamy jakąś piosenkę na rozgrzewkę, podczas której biegamy, skaczemy, obracamy się czy klaszczemy. Na naszych lekcjach często powtarzamy wyuczony materiał, co sprawia że nasi uczniowie nie zapominają słówek. Bardzo dużo się ruszamy! Biegamy, skaczemy, rozciągamy się, wspinamy, ‘pływamy’ na dywanie, chowamy i wiele innych. Wszystko po to, żeby „rozruszać dzieci” – daje im to olbrzymią frajdę ale sprawia też, że podczas nauki nowych zwrotów czy słówek łatwiej jest im się skupić. Taka rozgrzewka jest u nas niezbędna, dopiero później przechodzimy do właściwego tematu zajęć. Jednak o tym jak go realizujemy opowiem następnym razem 🙂
red. Beata Owczarek